Shinen - 2012-12-03 23:39:04

Kraków, ostatnie lata 2. tysiąclecia.

Historia:
Od wieków Polska stanowiła przyczółek Sabatu w Europie ze względu na silną pozycję Kościoła w życiu publicznym. Niejeden władca polski miał na swoim dworze szarą eminencję, który pokazywał się tylko nocą i budził postrach wśród dworzan. Rozbiory tylko wzmocniły ich panowanie - gdy władza państwowa skupiała się na odpolaczaniu Polaków, nikt nie zwracał uwagi, że niektórzy starzy, uznani za zmarłych arystokraci, dalej ściągają daninę ze swych poddanych - choć nie w pieniądzu. Można rzec, że starości Tzimisce ocalili wówczas polskość, gdyż lud był w stanie zaakceptować dużo więcej od władyki, który co prawda pojawiał się tylko po zmroku, ale za to mówił po polsku i przeganiał ze swojego terytorium każdego, czy to ruskiego, czy to niemieckiego, paniczyka.
I wojna światowa zmieniła wszystko. Rewolucja w Rosji sprawiła, że tamtejsi Brujahowie zostali wyniesieni na sam szczyt. To ogromnie wzmocniło Camarillę, dzięki czemu była ona w stanie podyktować warunki Traktatu Wersalskiego. Jeden z punktów, odtworzenie Polski, zachwiał bardzo mocno pozycją Sabatu - ludzie będący niegdyś ich poddanymi, bronionymi przez swoich wampirzych panów przed najeźdźcą, teraz stali się wolni i stracili powód, by słuchać. Ta destabilizacja stad ruszyła Sabat z posad, przez co już w trakcie II Wojny byli oni osłabieni, co pozwoliło maszerującej za Armią Czerwoną Camrilli przepędzić ich niemal ze wszystkich siedzib.
PRL był rajem dla Camarilli. Poumieszczane w partii wampiry mogły swobodnie rozgrywać swoje klanowe Jihad, nie przyciągając uwagi społeczeństwa, skupionego na oporze przeciw kolejnemu okupantowi. Niejedno morderstwo przez "nieznanych sprawców" nie było, tak naprawdę, dziełem SB, a walczących o wpływy wampirów. Jedną z ofiar takiej właśnie sytuacji był ks. Jerzy Popiełuszko, który, jak się okazało, nie odbijał się w lustrach.
Upadek PRLu przyniósł kres swobodnej działalności Camarilli. Choć dzięki sprytnym działaniom nikt nie wziął się za rozliczanie komunistów z ich grzeszków, to jednak skupienie się na utrzymaniu władzy sprawiło, że osłabła ich czujność w pilnowaniu się przed wrogami. Niejedno stare zamczysko z powrotem stało się siedzibą hrabiego Tzimisce, na stanowiska w Kościele powrócili, choć na razie ukryci, diakoni Lasombra. W miarę zbliżania się przełomu mileniów, narasta też niepokój przed nadchodzącą Gehenną.

W tym całym bałaganie Kraków wydaje się istną oazą spokoju. Jak na miasto królów przystało, wszystko t jest ściśle i logicznie poukładane.
Podstawą wampirzej egzystencji w Krakowie są studenci. To właśnie, wiecznie podpite, imprezujące i wesołe towarzystwo stanowi doskonałe źródło zawsze świeżej (nawet jeśli nie zawsze czystej) krwi. Obudzenie się w łóżku z bólem głowy, a za to bez wspomnień po sutej imprezie jest dla nich codziennością, dlatego też ostrożny wampir nie musi się nawet uczyć sztuczek, by ukrywać, że napił się z tego czy owego. Rotacja wśród studentów jest również na tyle duża, by bez problemu ukrywać zniknięcie jednej czy nawet paru osób w następstwie nieumiarkowania w piciu. Zarządzająca miastem Camarilla wpłynęła na uczelnie tak, że studia dzienne i wieczorowe (które powinno się nazywać raczej nocnymi - zajęcia na nich toczą się zawsze po 18-19 i nawet egzaminy w sesji letniej odbywają się po zmroku) są traktowane na równi, dzięki czemu na krakowskich uczelniach pełno jest "wiecznych studentów" w dosłownym znaczeniu: niejeden wampir studiuje tam już od czasów PRLu, zmieniając tylko nazwisko od czasu do czasu. Tak obfite źródło pokarmu sprawia, że Kraków szczyci się nadspodziewanie dużą populacją krwiopijców.

Klany:
Okupujący osadę studencką Politechniki na Czyżynach Brujah stracili wiele znaczenia od czasu komuny. Większość z nich to typowi "młodzi gniewni", wyżywający swoją gorącą krew w burdach, jakie regularnie wybuchają między ultrasami Cracovii i Wisły czy pomiędzy AGHamami i Polipami. Ich primogen, Andriej Zhukow, wciąż nie może podnieść się po rozpadzie ZSRS, przez co klan praktycznie pozbawiony jest przywództwa.
Wieczne łaziki Gangrele stanowią w mieście bazę studentów AWF. Dzięki swej bogatej bazie sportowej, Kraków w znacznym stopniu zaspokaja ich potrzebę wiecznego ruchu. Osiadanie w Krakowie jest dla nich tym łatwiejsze, że przylegające do Cichego Kącika i Zwierzyńca (ich dzielnic) lasy otaczające krakowskie ZOO, choć opanowane przez wilkołaki, są dla nich stosunkowo bezpieczne dzięki układowi, jaki ich primogen, Jeremi Gniewski, zawarł z hersztem panującego nad tym lasem stada, Władysławem Kłem - Gangrele regularnie organizują zrzutkę na utrzymanie ZOO, w zamian za to wilki zgadzają się przyznać, że niektóre pomioty Żmija mogą być użyteczne i nie należy zabijać ich przy każdej okazji.
Czubki Malkavianie jak zwykle są wszędzie i nigdzie. Większość z najbardziej szalonych, największych i najlepszych imprez, jakie praktycznie codziennie odbywają się gdzieś w Krakowie, to właśnie sprawka Malków. Ich Primogen, Jerzy Smalera, praktycznie nie wychodzi ze swojej siedziby przy klinikach UJ, zajęty sobie tylko znanymi planami.
Bogata sieć kanałów, przepleciona z jeszcze średniowiecznymi tunelami i katakumbami to naturalna siedziba Nosferatu. Książę trzyma ich w wiecznym szachu, strasząc ich ujawnieniem siedzącym w Sanktuarium Miłosierdzia Leopoldczykom. Skutkiem tego Nosferzy służą mu jako szpiedzy tylko i wyłącznie ze strachu i nie omijają żadnej okazji, by mu dopiec. Najzagorzalszym wrogiem księcia jest ich Primogen, Lesław Orban. On jest powodem, dla którego większość zebrań Primogenu jest dla księcia prawdziwym wrzodem na siedzeniu.
Dandysi Toreadorzy po zmroku okupują słynne krakowskie kawiarnie, dzięki Camarilli czynne całą dobę. Bardzo chętnie mieszają się oni z krakowską bohemą, tak starzy koneserzy jak ich primogen, Jacek Potocki, jak i młode studentki, które jeszcze nie ukończyły ASP, a już chcą dołączyć do tego elitarnego towarzystwa. O tych ostatnich zresztą mówi się, że wystarczy się ubrać jak hipster i wyrażać się z pogardą o wszystkim i wszystkich, by pierwszej nocy zaciągnąć je do łóżka i napić się młodej, wampirzej krwi.
Nikt nie wie, co tak naprawdę robią w Krakowie Tremerowie. Ich kapitularz znajduje się na Kazimierzu, który dla całej reszty wampirów stanowi wciąż tajemnicę i temat tabu, bo mimo że II wojna światowa mocno przetrzebiła krakowską gminę, to w tej dzielnicy wciąż silna jest żydowska, kabalistyczna magia. Możliwe zresztą, że to jest właśnie powód ich obecności: mówi się, że ich regent i jednocześnie primogen, Albrecht Necker, zawiązał sojusz z tajemniczo ocalałem kręgiem kabalistów.
Niekwestionowanym szefem całego miasta i zarazem osobą, dzięki której cały ten bajzel trzyma się jeszcze w jednym kawałku, jest książę Władysław Konstanty, podający się za zwampiryzowanego syna króla Władysława IV, a rezydujący na Wawelu. U jego boku Ventrue pociągają za wszystkie sznurki w mieście. Oni jako jedyny klan praktycznie nie korzystają z dobrodziejstw braci studenckiej - do dobrego tonu należy uczestniczenie w cokwartalnej zrzutce na zorganizowanie wielkiej akcji krwiodawstwa, z której odpady trafiają później do szpitali.

Do miast w których sporo się dzieje, tradycyjnie ściągają stada niezależnych, zawsze chętnych uszczknąć coś z tego wielkiego tortu.
Podczas II Wojny, gdy Camarilla starała się odbić Kraków z rąk Sabatu, Assamici oddali jej nieocenione usługi, eliminując biskupa Lasombra i wielu spośród jego co silniejszych przybocznych. W zamian za to zyskali oni miejsce na stałą komórkę klanu, z czego czerpią korzyści obie strony: książę ma wygodną broń do osobistych porachunków, zaś Assamici - wiele okazji do diableryzowania całkiem potężnych wampirów. Mówi się że ich herszt, Hassan ibn Alam-al-Mitthal, sam zatopił kły w więcej niż dwudziestu wampirów o mocy Starszych. Niemniej jednak nawet książę zaczyna odczuwać strach o swoje gardło, co skutkuje coraz mniejszą liczbą zleceń dla nich.
Przybyli wraz z objazdową wystawą egipską, Setyci stworzyli sobie niewielką świątynię w podziemiach Muzeum Narodowego. Choć stało się to zaledwie parę lat temu, już dziś wśród studenckiej braci utarło się powiedzonko "iść pozwiedzać" na danie w żyłę oraz "zwiedza muzeum" na kogoś odbywającego narkotycznego tripa. Węże obawiają się jednak reakcji księcia, zatem zarażają swoją trucizną ostrożnie... przynajmniej póki co. Niewiele wiadomo na temat przywódcy tego kultu, bowiem zapytani o to Węże robią się dziwnie małomówni.
Główni dostawcy składników dla Węży, Giovanni, umościli sobie wygodne gniazdko w siedzibie włoskiego konsulatu na Rakowicach. Siedzibie oczywiście umieszczonej niedaleko cmentarza. Cmentarza, na którym oczywiście od czasu do czasu dochodzi do przypadków wandalizmu grobów. Wandalizmu grobów, za które oczywiście odpowiada jakiś wampir, który nadepnął na odcisk Księciu. Młody wampir, który następnego poranka ogląda świt z kołkiem w klacie. I wszyscy są oczywiście zadowoleni, może poza wzmiankowanym delikwentem. Głowa rodu Giovannich na ten region, papa Luigi, to zadowolenie gwarantuje.
Dzięki upodobaniu krakowskiej bohemy cyganie, a przez to i Ravnosi, zawsze znajdują w Krakowie gościnność i wiele możliwości zarobku. Zawsze przynajmniej kilku z nich kręci się po mieście, z reguły po ciemnych uliczkach wokół rynku, gdzie grają, śpiewają i tańczą, a także kradną co wpadnie im w łapy i robią na złość wkurzonym ich obecnością Torysom. Pięknisie dawno zrobiliby z nimi porządek, gdyby nie dziwna decyzja księcia, który kategorycznie zabronił niepokojenia tych przybłędów - co ciekawe, Cyganie wydają się dotrzymywać tego niepisanego sojuszu i mimo bogactwa zbiorów na Wawelu trzymają się z dala od zamku.

www.sesyje.pun.pl savo przeciw pleśni psychoterapia Piła materace hilding